czwartek, 20 marca 2014

Part II

Do wszystkich potencjalnych Czytelników, gorąco wierzę w to, że tu jesteście i jestem za to wdzięczna. Proszę tylko o jedno, zostawiajcie po sobie ślad w postaci komentarza. Chcę być lepsza z każdym kolejnym zdaniem, a do tego potrzebna mi Wasza konstruktywna krytyka. Mówcie też, jeśli jest coś co Wam się podoba - to dodaje skrzydeł. Pomóżcie mi ;) 
Szukam też kogoś kto umie zadbać o piękny, a zarazem prosty wygląd bloga. Gdyby był ktoś taki proszę o kontakt. :) 
Zapraszam do czytania i komentowania. 

***

  Słońce powoli wychylało się znad horyzontu, a razem z nim budziło się całe miasto. W takie poranki Buenos Aires wyglądało niezwykle urokliwie, skąpane w ciepłych promieniach słońca wydawało się  niemal bezbronne, bo wszystkie zakamarki, dotychczas zacienione i mroczne, dzisiaj przyciągały uwagę jasnym blaskiem. Nie było jednak nikogo, kto zatrzymałby się i westchnął z podziwem nad takimi darami natury, która podejmuję walkę nawet z wielką, betonową metropolią. Sielski nastrój co jakiś czas burzył dźwięk klaksonu, mieszający się z codziennymi odgłosami ulicy i okrzykami spieszących do szkoły i pracy Argentyńczyków. Nawet w domu rodziny Castillo, otoczonym pięknym, zielonym parkiem, dało się słyszeć huk pośpiechu. Dzisiaj ani Violetcie, ani jej ojcu Germanowi nie dane było skończyć sennych marzeń. Pobudce, jaką zgotowało im otoczenie, wtórowały odgłosy krzątaniny dobiegające z kuchni i pyszne zapachy śniadania, Olga, jak co dzień, spisywała się doskonale. W całym domu była tylko jedna osoba, którą skręcało w żołądku z innego powodu niż głód. Ta osoba siedziała na łóżku, w pokoju, który do złudzenia przypominał wynajęty hotel, jasny i świeży, wypełniony słodkim zapachem czystości. Białe ściany i pościel nie sprawiały, że Federico mógł poczuć się jak u siebie ale musiał też pamiętać, że nie jest to miejsce, z którego mógł się wymeldować i nigdy nie wracać. Ta sytuacja spędzała mu sen z powiek, a wszystko byłoby dobrze gdyby nie pochopnie podjęta decyzja. Na jego otwartej dłoni, w którą wpatrywał się od dobrych kliku minut, leżała malutka paczuszka, źródło jego strapienia. Wiedział, że to złe, nielegalne i nigdy z tego nie skorzysta ale mimo to było coś, co kazało przyjąć „prezent” i przynieść go do domu, w którym był gościem. Domu jego najlepszej przyjaciółki, dobrej i kochanej Violetty. Miał świadomość, że przez głupotę może sprowadzić na nią kłopoty i właśnie to nie pozwalało mu zasnąć.

Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z letargu. Szybko wsunął no kieszeni zawiniątko aby z uśmiechem na ustach krzyknąć:
- Proszę! – drzwi uchyliły się, a uśmiechnięta Vilu wsadziła głowę do pokoju.
- Jesteś gotowy? Pora na szybkie śniadanie, bo spóźnimy się do Studio. – zaświergotała nie zauważając fałszywego uśmiechu chłopaka, który z niemałym trudem ruszył za nią do jadalni. Ukryte zawiniątko okropnie mu ciążyło.   

*

- A kiedy znów się uśmie… - cichym stęknięciem urwała w połowie wersu. Kolejny zły dźwięk, kolejna fałszywa nuta, której mimo usilnych starań nie mogła wyeliminować.
- Błagam cię, skup się Natalia – poinstruował ją chłopak, a w jego głosie słychać było zniecierpliwienie. Wiedział, że stać ją na więcej i ona też o tym wiedziała, jednak dzisiejszego poranka nie była w stanie zaśpiewać tego czysto. Westchnęła, znajdowali się w idealnej scenerii, która sprzyjała relaksowi, słońce grzało ich plecy,  trawa przyjemnie łaskotała nagie kolana, a mimo to ona nie potrafiła się wyluzować. Pracowali nad piosenką, którą Naty zamierzała zaprezentować w zbliżającym się konkursie, problem polegał na tym, że Ludmiła nie miała o niczym pojęcia. To powodowało napiętą atmosferę, co jeśli blondynka zmierzając na zajęcia natknie się na tę dwójkę? Chociaż uważała Ludmiłę za nieprzewidywalną to jedno wiedziała na pewno, do końca roku nie zaznałaby spokoju. Dlatego tak bardzo zależało jej na tym aby utrzymać sekret, niestety, ćwiczenia na świeżym powietrzu, na które upierał się chłopak, nie sprzyjały temu planowi.  

 - Jeszcze raz? – zapytał. Na początku sceptycznie podchodził do prośby Hiszpanki, jednak z czasem przekonał się, że jest całkiem sympatyczną dziewczyną. Pod burzą ciemnych loków zauważył potencjał, dlatego uparcie zachęcał ją do częstszych prób. Był człowiekiem, który swoją pozycję zawdzięczał ciężkiej pracy i determinacji, dlatego każdego do niej namawiał. Uwierzył, że Natalia dzięki zapałowi mogłaby konkurować w Studio z Ludmiłą czy Francescą, a nawet Violettą.
Dziewczyna wyprostowała się i skinęła głową, aby za sekundę zaczerpnąć powietrza i wraz z pierwszymi akordami gitary zacząć śpiewać. Jej głos potoczył się echem po placu, na którym siedzieli, wdzierając się do głów przechodniom, a u samych zainteresowanych wywołując szerokie uśmiechy. Przymknęła oczy żeby się nie rozpraszać, wiedziała, że nie jest najlepiej ale było już dobrze, a przynajmniej poprawnie.
- Dzięki Maxi – rzuciła na odchodne i pobiegła spotkać się z Ludmiłą, która na pewno czekała na nią przed klasą z listą rzeczy do zrobienia.

*

Tego ranka, nim jeszcze zdążyła otworzyć oczy, przeczuwała, że ma przed sobą jeden z najmilszych dni w roku. W tym przekonaniu utwierdzał ją wyraźnie odczuwalny, duszący zapach kwiatów unoszący się po pokoju. Zmysły jej nie zawiodły, kiedy uchyliła powieki, jej oczom ukazał się olbrzymi kosz, po brzegi wypełniony najpiękniejszymi kwiatami. „Ten dzień należy tylko do Ciebie”, odczytała na bileciku dołączonym do prezentu, kiedy rozsuwała zasłony aby zaprosić nieśmiałe słońce do pomieszczenia tak właśnie się czuła. Jak królowa. Wierzyła, że dzisiaj słońce świeci tylko dla niej, ptaki ćwierkają dla jej lepszego samopoczucia i jak nikt wcześniej, tylko ona zasługuje na pełnie szczęścia.

Rozpalając pojedynczą świeczkę wbitą w apetycznie wyglądającą babeczkę nie mogła uwierzyć, że aż tak się pomyliła. Ze swojej szafy wyjęła najpiękniejsze, najdroższe, najbardziej stylowe ubrania, wyjątkowo starannie ułożyła włosy w prześliczne, urocze loki i użyła najsłodszej szminki, a w całym domu nie było ani jednej osoby, która potrafiłaby wyrazić swój zachwyt i powiedzieć miłe słowo.
- Wszystkiego najlepszego – mocno zaciskając powieki zdmuchnęła świeczkę, miała nadzieję, że chociaż jedno z jej wielkich marzeń się spełni. Jedno życzenie w roku? Nie była osobą, która potrafi cieszyć się z małych rzeczy, w życiu chciała osiągnąć więcej niż to było możliwe i wysoko stawiała poprzeczkę, dlatego nie potrafiła określić konkretnego życzenia, chciała tylko wszystkiego.

Wychodząc na ulicę nareszcie poczuła się jak gwiazda wśród wszystkich szarych ludzi. Jej cekinowe bolerko odbijało promienie słońca, roztaczając wokół niej blask na jaki zasługiwała. Przyciągała uwagę swoim wyglądem i chociaż idąc wysoko unosiła głowę, doskonale wiedziała, że wszyscy się za nią oglądają. To odbudowało jej samoocenę, dało siłę do zmierzenia się z nadchodzącym dniem.
- Ludmiła! – męski głos zmył jej uśmiech z twarzy. Rozpoznała go od razu.
- Czego chcesz, Leon?
- Mam tutaj kartkę i…
- I co? – przerwała mu brutalnie. Ktoś mógłby pomyśleć, że gdzieś w jej duszy zatliła się iskierka nadziei, nic z tych rzeczy. Blondynkę zawiedli dzisiaj rodzice ale na nich jej zależało, liczyła na ich pamięć i troskę, od znajomych ze szkoły nie oczekiwała niczego, nie mieli nawet pojęcia o jej święcie.
- Fran wyjeżdża, to dla niej. – zaczął niezrażony reakcją byłej dziewczyny. Przyzwyczaił się do jej fochów, z własnej woli nie zawracałby sobie głowy rozmową z Ludmiłą, ale Pablo uparł się aby Włoszka otrzymała pamiątkę od całego Studia, a blondynka mimo wszystko była jego częścią.
- Dawaj – wyrwała chłopakowi kartkę, nic ją nie obchodził wyjazd Francesci, nie będzie za nią tęskniła, bo mała, uśmiechnięta Fran nic dla niej nie znaczyła. Żałowała tylko, że nie zabierze ze sobą Violetty. Po zamaszystym podpisie zwróciła chłopakowi laurkę, potem odeszła bez słowa i tylko wytrwały obserwator mógł dostrzec w brązowych oczach dziewczyny cień smutku. To mogła być kartka dla niej ale wybrała inaczej, „Do zobaczenia nigdy. Twoja Lu - Supernowa”.

4 komentarze:

  1. Kochanie, zaskoczyłaś mnie. Oczywiście pozytywnie! Ależ gdzie się podziały moje maniery? Nazywam się Julia. Być może kojarzysz mnie z dosyć popularnej strony, która nosi nazwę "Filmweb". Jeśli nie, to nic nie szkodzi. Przyzwyczaiłam się do tego, że jestem mało rozpoznawalna.
    Zaintrygowała mnie tematyka historii, a mianowicie losy naszego kochanego Federico. Muszę przyznać, że darzę dużą sympatią jego postać. Mimo, że po powrocie odrobinę się wywyższał, jest jedną z najbardziej sympatycznych postaci w całym serialu.
    Przechodząc do opinii - podoba mi się. Twoje opowiadanie okazało się strzałem w dziesiątkę, jak nie w setkę, jeśli mogę się tak wyrazić. Mogę! Kto mi zabroni? Wybacz mi. Jestem osobą o dosyć dużym poczuciu humoru, które może wydawać się niektórym specyficzne. Pamiętaj jednak, że niczego nie piszę w złej wierze. Jednak teraz nie mogę się do niczego przyczepić, uwierz mi. Rozdział jest wciągający, dobrze napisany. Widzę wyłącznie plusy jego publikacji!
    Dziękuję, że mogłam być świadkiem, rodzącego się talentu.
    Zapraszam do siebie, chociaż nie dorastam ci do pięt:
    violetta-and-her-world.blogspot.com

    Julka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój styl pisania jest świetny!
    Taki lekki, nieskomplikowany, zadbany i wciągający...
    Naprawdę świetny! <3
    Naty i Maxi.
    Widzę że zaczyna coś się między nimi dziać, powoli, spokojnie, krok po kroku, aż nie mogę się doczekać jak dalej to rozegrasz.
    No i Lu - końcówka najlepsza.
    'Żałowała tylko, że nie zabierze ze sobą Violetty.' - to mnie rozwaliło xD
    Ludmiła jest genialna :D

    Mam nadzieję że niebawem wrzucisz kolejny rozdział, a na razie życzę dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, moja droga.

    Na początku, bardzo chcę Ci podziękować, że poświęciłaś swój wolny czas, przeczytałaś moje bazgroły i zostawiłaś mi piękny komentarz. Bardzo Ci dziękuję, za tyle ciepłych słów. Nie zasłużyłam sobie, ale bardzo Ci dziękuję.

    Już wcześniej odkryłam Twojego bloga, za nim do mnie zawitałaś. Szczerze Ci powiem, że jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim opowiadaniem o Violettcie, jak Twoje. Czytam mało blogów, bardzo mało, bo zwyczajnie mi brakuje czasu, ale na Twój postanowiłam się skusić.
    Federico, który ma swoje kłopoty, zmartwienia, ale robi dobrą minę do złej gry? Zakłada maskę? Udaje, że wszystko jest w porządku. a tak naprawdę nie jest? Tylko Violetta, zauważyła, że coś jest nie tak. Ale nie podoba mi się, że wziął od tego chłopaka, tą paczuszkę. Czuję, że nadciągają wielkie kłpoty, które mogą mu dość skomplikować życie. Wierzę, że mimo wszystko się nie skusi i nie popełni błędu. Mam taką skrytą nadzieję. Najlepiej będzie, jak to wyrzuci do kosza i zapomni o tym całym zajściu. Ale czy tak będzie? Mam nadzieję, że za jakiś czas się o tym przekonamy.

    Lu. Na pewno nie jest jej łatwo. Obchodzi swoje święto, a jest sama, niby dostałą bukiet pięknych kwiatów, ale czy to zastąpi jej chwile spędzone z bliskimi? Wątpię. Ale Lu, też zakłada maskę, też udaje, że wszystko jest w porządku, że jest szczęśliwa. Ja bym się jednak kłóciła, wydaje mi się, że tak naprawdę, nie wszystko jest w porządku. Jednak, uwielbiam Lu, z pazurem, która wie czego chce i zna swoją wartość.

    Dopiero drugi rozdział, a w mojej głowie tyle pytań. Bardzo ciekawi mnie, jakie będą u Ciebie parringi, kto się pojawi. Jaka będzie Violetta, jaki będzie Leon.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.

    PS. W komentarzu, zadałaś mi pytanie, czy Fran i Marco nie powinni wiedzieć. Powiem Ci tak, aby nic nikomu nie zdradzać, kto się nie natknął na moje opowiadanie xD Fran i Marco, w w chwili obecnej są we Włoszech, opuścili BA i dlatego ich nie było :) Mam nadzieję, że odpowiedziałam na Twój znak zapytania :)

    Pozdrawiam Cieplutko, Ag :)

    OdpowiedzUsuń