Miałam tego nie robić ale muszę Was przeprosić. Niestety, z wielkim żalem przedstawiam jeden z najgorszych rozdziałów, jakie się tu pojawią. Smutek.
Uczciwie uprzedzam, dlatego wybaczę jeśli nie przeczytacie ;)
___
Pięć… w naturze człowieka leży bycie nieidealnym,
popełnianie błędów na drodze do doskonałości. Wkładanie wysiłku w rozwiązywanie
ich i dorastanie, nabieranie doświadczenia. Tymczasem ona, w tym co robiła,
była perfekcyjna. Jak mały, nakręcony robocik.
Sześć… każdy jej krok
był idealnie przemyślany, dopracowany w każdym szczególe. Sprawiała wrażenie
jakby robiła to bez wysiłku, w czasie kiedy choreografia była niesamowicie
trudna. Wyglądała, jakby urodziła się na parkiecie.
Siedem… pełna wdzięku wykonywała kolejne piruety, co jakiś
czas uśmiechając się lub puszczając oczko do swojego odbicia. Znajdowała się w
sali tanecznej w Studio OnBeat ale patrząc na nią miało się wrażenie, że
znalazła się tutaj przez pomyłkę. Była w pełni świadoma swojego talentu i
cieszyła się, że w końcu będzie miała okazję pokazać to całemu światu.
Osiem… Kolorowe tkaniny trykotu opinały jej zgrabną sylwetkę,
ujawniając intensywną pracę wszystkich mięśni. Idealnie wykonana sekwencja
podskoków i obrotów sprawiła, że dziewczyna wyglądała jakby unosiła się nad
ziemią. Do tego jej delikatna uroda i pełne gracji ruchy w połączeniu z
subtelną muzyką, wypełniającą pomieszczenie, dawało obraz zapierający dech w
piersiach. Każdy powinien to docenić.
Raz!
- Nie rób tego – upadła. Głośno wciągnęła powietrze, nawet
ją zdziwiło, jak szybko zmieniają się emocje. Była najszczęśliwszą osobą na
świecie, tańczyła najpiękniejszy taniec, a chwilę później szorstki głos, w
którym przebrzmiewała nakazująca nuta, wyrwał ją z letargu i po same końcówki
włosów wypełnił czystą złością.
- Czego ty znowu chcesz, Federico? Znalazł się obrońca
uciśnionych – prychnęła z pogardą. Nie wiadomo dlaczego wmówił sobie, że Naty
jest jego przyjaciółką, a ona zagraża ich relacji. Bzdury, Natalia nie
przyjaźniła się z nikim, a Ludmiła wkładała dużo wysiłku w to, aby w tej
kwestii nic się nie zmieniło.
- Doskonale wiesz, czego chcę – stał oparty o futrynę drzwi
i w tej chwili wydawał się oazą spokoju, chociaż w jego głowie miliony myśli
toczyły regularną wojnę. Miał wiele swoich problemów ale chciał pomóc
koleżance. Natalia nigdy się nie skarżyła, a już na pewno nie na Ludmiłę, ale
tym razem nic nie musiała mówić, otoczyła ją aura głębokiego żalu, który niczym
neonowy reflektor bił w oczy. Wiedział w czym leżał problem i nie mógł
odpuścić. – Ta rola nie jest twoja.
Ona w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się złośliwie. Tak długo
powtarzała innym, że jest królową i ludzie, powinni składać dary u jej stóp, że
w końcu w to uwierzyła. Nie dostrzegała swojej winy w tym, że Naty zrzekła się
swojej roli dla niej. Liczyło się to, że wystąpi na deskach teatru jako
pełnowartościowa aktorka i tancerka, w światłach reflektorów i wśród licznej
publiczności rozwinie skrzydła i wzniesie na wyżyny sławy. Dostała to, co jej
się należało.
- Ludmiła – klasnął – halo, słyszysz mnie? Nie rób takiej
miny, tylko zacznij zachowywać się przyzwoicie.
- Nie widzisz tego? Jestem gwiazdą, to moje przedstawienie.
Poza tym, do niczego jej nie zmuszałam. – jej ton był obojętny, co doprowadzało
go do szału, mimo to nadal tego nie okazywał. W całym Studio nie było nic
gorszego jak wdanie się w kłótnie z blondynką. Nie dlatego, że się jej bał, co
to to nie, ale to było takie męczące, kiedy nakręcała się, krzyczała,
wymachiwała rękoma. Z każdej kłótni robiła wielką scenę, nawet w takiej
sytuacji musiała mieć publiczność. Wolał jej nie prowokować.
- Jesteś świetną artystką – spróbował.
- Tak, wiem – pisnęła – Do czego zmierzasz?
Cień uśmiechu wkradł się na twarz chłopaka. Nie spodziewał
się, że prośba czy groźba sprawią, że Ludmiła odpuści, dlatego opracował plan
B. Była manipulantką i dosyć dobrze jej to wychodziło, ale nigdy nie
przyznałby, że to obmyślony plan działania, musiała się z tym urodzić. Uważał
ją za głupią, próżną i rozpuszczoną dziewczynkę. Założył więc, że zwalczy ogień
ogniem, wykorzysta jej własną amunicję przeciwko niej i powoli wprowadzał plan
w życie. Westchnął teatralnie i postąpił krok w głąb sali tanecznej. Zerknął w
lustro, podobnie jak ona.
- Widziałem jak tańczysz, śpiewasz też nie najgorzej –
zmrużyła podejrzliwie oczy. To nie było w jego stylu, może nie znała go tak
dobrze, żeby rozszyfrować zamiary chłopaka ale widać było, że coś kombinuje. –
Dlatego się zastanawiam.
- Nad czym?
- Dlaczego się zgodziłaś.
- Urodziłam się żeby być gwiazdą. Dzisiaj teatr, jutro
światowa trasa koncertowa.
- No właśnie – odwrócił się do niej aby spojrzeć w jej oczy
– Masz potencjał, dlaczego więc go nie wykorzystasz?
- Przed chwilą namawiałeś mnie, żebym zrezygnowała z tej
roli! – obruszyła się. W co on gra?
- Bo to nie twoja rola. Ludmiła, nie musisz zadowalać się
ochłapami – spojrzała na niego zdziwiona – Zastanów się nad tym – stuknął
palcem w skroń i ruszył do wyjścia.
**
Studio powoli pustoszało, gasły światła, muzyka już dawno
ustąpiła miejsca ciszy, w której najmniejszy szmer zamieniał się w budzący
grozę łoskot. Wśród opuszczonych klas znalazła się jedna, niepodobna,
zamieszkiwały ją problemy, które nie mieściły się w głowie chłopaka skulonego w
kącie. Siedział z podciągniętymi pod brodę kolanami, na jednym z nich leżała
malutka pigułka. Czarne dżinsy stworzyły jej idealne tło, dzięki czemu jej biel
paliła, błyszczała i oślepiała chłopaka. A mimo to wpatrywał się w nią tak
intensywnie, jakby spodziewał się, że przemówi i rozwieje wszystkie jego wątpliwości.
Walczył ze swoim zmęczeniem, pragnął oddać się w objęcia
Morfeusza i zapomnieć o ciążących na nim obowiązkach. Z każdym kolejnym
mrugnięciem coraz trudniej było podnieść powieki ale podejmowanie prób
sprawiało mu satysfakcję. Przypominał sobie tłum, po brzegi wypełniający sale
koncertowe, piski i okrzyki wiernych fanów, transparenty z jego imieniem,
serca, uściski, autografy. Wspomnienia pchały go do przodu, wiedział, że za
chwilę znowu ziszczą się jego marzenia, musiał tylko ciężej pracować, nie
zawracać sobie głowy takimi głupotami jak sen. Musiał stworzyć nową piosenkę,
kolejny wielki hit. Niestety, jednym z wielu problemów, które wisiały nad jego
głową, męcząc umysł i ciało, był kompletny brak weny. Czuł się wypluty z
pomysłów, pusty, nienawidził tego uczucia.
Miał złe przeczucia ale one nie były wystarczająco silne i
ustąpiły miejsca zmęczeniu, które popychało go w złą stronę. Nie zdawał sobie
sprawy, że za chwilę nie będzie odwrotu, za to doskonale pamiętał, kiedy
odpakował malutkie zawiniątko, które dostał kiedyś w parku.
Wrócił zmęczony i w ubraniu rzucił się na łóżko w domu
Violetty. Nie chciał spać, ponieważ wisiały nad nim oczekiwania wielu osób,
dotyczące jego postawy, dyspozycji i, przede wszystkim, nowej piosenki. Chciał
tylko chwilę poleżeć, złapać oddech. Przyłożył policzek do chłodnego materiału
aby w spokoju pozbierać myśli, jego wzrok zatrzymał się na szafce nocnej.
Zastanowił się chwilę, w szufladzie, pod stertami zapisanych kartek i
pięciolinii ukrył pudełeczko, a w nim paczuszkę, która mogła mu pomóc. Tonący
brzytwy się chwyta, podciągnął się na łóżku i
z ciężkim westchnieniem otworzył szufladę.
A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdołał
uchwycić momentu, w którym skończył piosenkę. Pamiętał tylko przyjemne ciepło,
rozlewające się po całym jego ciele, od wnętrza aż po czubki palców. Ta
energia, niemal namacalna, która wskrzesiła go, odsunęła od niego sen i zmyła
wszystkie zmartwienia jakie, spoczywały na jego skroniach. Już nie musiał
rozmyślać, składać rymów, dobierać słów, skończenie piosenki przyszło mu z
wielką łatwością i musiał przyznać, że była to cholernie dobra piosenka.
Nareszcie mógł zasnąć, tylko, że… już nie musiał.
**
Przemierzała korytarz jak wicher, jej pierś falowała od
przyspieszonego oddechu, a serce w klatce tłukło się jak oszalałe. Misternie
ułożona fryzura rozpadła się, włosy w nieładzie rozsypywały się po ramionach i
plecach dziewczyny, burząc jej idealny wizerunek. Z oczu ciskała piorunami,
była uosobieniem furii. Jak można być tak podłym i zarozumiałym, zachowywał się
jakby pozjadał wszystkie rozumy, jakby tylko on znał prawa, które rządzą
światem. Nienawidziła go, nienawidziła z całego serca, tak, jak tylko można
nienawidzić… siebie? Nie, nie byli do siebie podobni. Owszem, oboje dążyli do spełnienia
marzeń, a były one niemal takie same ale ona nie robiła na złość komuś, kto w
niczym jej nie zagraża, kto jest z innej ligi. A on? Wlazł z buciarami w jej
sprawy, w jej pracę i pozbawił ją tego na co zasługiwała.
Sytuacja z obsadą głównej roli damskiej, w jednym z lepszych
teatrów w Buenos Aires, była skomplikowana. Konkurs wygrała Francesca, jednak
potraktowała to jako prezent pożegnalny. Po raz ostatni udowodniła sobie, ile
jest warta, po raz ostatni doceniono jej talent. Dzięki temu mogła wyjechać
dumna i spełniona. Kiedy zrezygnowała z tej wielkiej szansy, dziewczyny, które
stały za kulisami zamarły, wszyscy wstrzymali oddech. Miały jeszcze szansę,
nadzieja na powrót rozpaliła ich serca.
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, dlatego jury
ponownie ruszyło na obrady, a w garderobie zapadła cisza. Nawet Ludmiła
spuściła głowę i mocniej zacisnęła dłonie na krześle. Violetta przylgnęła do
Federico, a on objął ją ramionami, dołączyła do nich Camila, kciuki miała
splątane i blado się uśmiechała. Były tam wszystkie dziewczyny ze Studia, były
też inne, niezależne tancerki i aktorki. Tworzyły grupę różnych charakterów,
innych twarzy, innych, zupełnie obcych, sobie osób, a w tamtej chwili każda z
nich była taka sama, skupiona, oczekująca, niepewna. Wszystkie znowu uwierzyły
w swoje możliwości, wszystkie poza jedną.
Uciekła, nie zmieniając nawet ubrania. Na białą sukienkę
zarzuciła sweterek i wyszła, nie miała na co czekać, straciła swoją szansę i
nikt nie był w stanie tego naprawić. Wolnym krokiem ruszyła w stronę domu, nie
oglądając się za siebie, nie zwracając uwagi na krzyki Maxiego, który próbował
ją zatrzymać. Zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby jej pomóc, a to obróciło
się przeciwko nim, dla niej ten konkurs już się skończył. Ani ona, ani on nie
usłyszeli jak wywołują jej imię.
Ludmiła chciała zająć jej miejsce, zagrać główną rolę w
przedstawieniu i stać się wielką gwiazdą. Ciężko trenowała trudny układ i
dopracowywała piosenki. Wszystko w jej wykonaniu wychodziło idealnie, uważała,
że rola jej się należy. Na drodze do kariery stała tylko Natalia, która musiała
o prostu zrezygnować. Lu obrała swój cel, nie widziała jak komicznie wygląda ta
sytuacja, jak dziecinnie i nieprofesjonalnie się zachowuje, nie zauważała jak
smutna była Naty, dopiero Fede zaszczepił w jej głowie tę myśl. Myśl, że
zasługuje na wiele więcej niż bycie trzecią w kolejce.
Pchnęła ze złością drzwi. Nie była zła na siebie, była
wściekła na Federico. Gdyby nie on, nuciłaby pod prysznicem końcową piosenkę i zastanawiała
jak wyglądają stroje aktorów, zamiast tego nie umiała znaleźć sobie miejsca. Musiała
przyznać, że chłopak miał rację i to ją denerwowało najbardziej.
W klasie zamiast telefonu znalazła jego. Stał przy pianinie,
mocno uderzając w klawisze, z trudem opanowywał drżenie rąk, przerwał na chwilę
aby zapisać coś na pięciolinii, zrobił to szybko i nieporadnie. Nie prezentował
się jak zwykle, był dziwnie roztargniony, a kiedy podniósł wzrok z wrażenia
cofnęła się krok. Jego oczy, dotychczas brązowe, teraz były czarne jak smoła,
zachmurzone, nieobecne. Otworzyła usta, jednak nie wiedząc co powiedzieć
zamknęła je.
- Wszystko okej? – spróbowała znowu, chociaż oczywistym
było, że coś się zmieniło. Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się, a w tym
uśmiechu było coś przerażającego. Nie poznawała go ale nie chciała drążyć
tematu, chciała wyjść i zapomnieć.
**
Nie miał wyjścia, musiał skończyć pisać, a nic, poza małą
pigułką na kolanie, nie mogło mu pomóc. Polizał lekko palec, a potem zbliżył go
do tabletki. Była tak mała, że bez wysiłku połkną ją i mógł zabrać się do
pracy. Znowu zapamiętał tylko fragmenty tego, co się wydarzyło, nie pamiętał
drogi do domu, kto otworzył mu drzwi, jak dotarł do łóżka. Kiedy powoli
odzyskiwał świadomość i wracało do niego zmęczenie, postanowił chwilę się zdrzemnąć.
Zamykając oczy przypomniał sobie coś, co mogło mu zaszkodzić - blond włosy
znikające za drzwiami.